wtorek, 25 listopada 2008

sobota, 15 listopada 2008

Za siedmioma górami…

Kiedy byliśmy dziećmi, potrafiliśmy wymyślać niestworzone historie i nikt z nas nie martwił się o ich logiczną spójność. Lubowaliśmy się we wszelkich opowieściach, bajkach i baśniach, które rodzice wydobywali z napęczniałych, brzemiennych tomisk – i którymi zapładniali nasze malutkie umysły. Chłonęliśmy je z tchem zapartym, wypiekami na twarzy i nierzadko – z rozdziawioną buzią, niekompletnie jeszcze uzębioną. Na takiej pożywce wyrastaliśmy. Lecz – choć karmieni bajkami i obdarzeni nieprzeciętną fantazją, niezbędną do zmyślania najróżniejszych nieprawdopodobnych historii – sami pisać bajek nie umieliśmy.

Dziś na karku mamy kilka dziesiątek lat więcej i rzadko pamiętamy o tym fantastycznym świecie – porzuconym i zapomnianym w ferworze życia. Nadal bądź to snujemy niestworzone opowieści, bądź to obłąkańczo redagujemy opis otaczającej nas rzeczywistości, gdzieniegdzie dodając kolorytu, gdzie indziej zaś – łagodząc kontury… Tym razem z uporem maniaka dbamy o ich prawdopodobieństwo. I teraz już tylko my zdajemy się naiwnie i bezkrytycznie w nie wierzyć. Jednak, pomimo całej tej praktyki, nadal nie umiemy pisać bajek, lecz to zupełnie nie przeszkadza nam godzinami bajać naszym bliskim… lub do lustra.

To smutne, kiedy, jakby za sprawą niebiańskiego wyroku, pamięć naszą zastępuje nasza niezawodna wyobraźnia.