środa, 12 marca 2008

Na początku...

... jest biała kartka – ziemia niczyja. Z biegiem czasu maskuje ją warstwa słów, zapisanych znakami jakiegoś alfabetu. Dobrze, gdy jest to nasz alfabet, a nie wroga. Jeśli się zapomnieć w tym szaleństwie, zdania okopują się coraz gęściej, solidniej, głębiej. W wyniku tych działań sens wypowiedzi wycofuje się daleko od linii frontu – a przecież głównodowodzący nie może tracić kontaktu z polem bitwy. Trzeba działać spokojnie, taktycznie, metodycznie – ale również błyskotliwie. Wszelki pośpiech uznaje się za szkodliwy. Czasami wystarczy rozciągnąć gęste zasieki interpunkcji i składni, czasami wstrzelić się wykrzyknikiem. Ostra kanonada jest jednak wysoce niewskazana. Zapamiętać. Z ziemią niczyją się nie walczy – należy ją zdobyć, a następnie obronić. Pokonywanie jej jest równie rozsądne, co noszenie wody sitem.

Najgorzej jest zastrzelić własną kartkę. Wówczas czytanie nie ma sensu, a pisanie – było bezowocne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz